Wczoraj rozpoczął się trzeci (to już?) tydzień mojej pracy, w której wciąż nie do końca zajmuję się tym, co będę (kiedyś na pewno) robić docelowo. Wiele czasu i energii pochłaniają bowiem czynności poboczne, od których zależy cała masa rzeczy, bez których ciężko normalnie funkcjonować.
Jest naprawdę wesoło, bo całkiem za darmo mamy świetny kabaret, choć czasem przypomina on bardziej tragikomedię. Dzień w dzień zderzamy się z sytuacjami, których nie powstydziłby się reżyser serialu "Alternatywy 4". Prawda czasu, prawda ekranu, sami naturszczycy i zwyczajne życie w pigułce. Zupełnie jak w wymyślonym przeze mnie dowcipie: przychodzi baba do lekarza, a tam kwiatek na oknie.
Zacznę od strony bardzo przyziemnej. W jednej toalecie jest papier, w innej są ręczniki. W jednej jest mydło bez dozownika, w drugiej dozownik bez mydła, a w trzeciej kosz. W jednej jest zamek w drzwiach (ale nie działa), w innej go nie ma. Kto ma czajnik, ten szczęściarz, ale że ktoś zamontował gniazdko przy podłodze, a kabel ma pół metra, ów czajnik stoi właśnie na niej. Gdzieś jest stół, ale nie ma krzeseł. Gdzie indziej są krzesła, lecz nie ma stołu. Tam, gdzie jest zlew, nie ma szafki, a tam, gdzie jest szafka, nie ma zlewu. Ktoś ma kompletną i zamykaną konsolę, lecz go zza niej nie widać, a komuś innemu brakuje połowy lady, która jest niższa, więc jest widoczny od razu. Jeden ma kasetkę na pieniądze, inny kopertę, a jeszcze ktoś uprawia rękodzieło z kartki papieru oraz zszywek.
A teraz kwestie poważniejsze, bez których pracować się nie da. Ktoś ma podłączony terminal płatniczy, a ktoś inny telefon stacjonarny. Żeby jeden miał drukarkę fiskalną, trzeba ją zabrać komuś innemu. Jednemu działa skaner, a drugiemu już nie. Ktoś ma komplet gniazdek w ścianie, a inny wciąż cierpi na ich brak. Jeden ma papier do drukarki, a ktoś inny rolkę do terminala.
Każdy ma coś, czego brakuje innemu i odwrotnie. Czeski film - nic dodać, nic ująć.