Jest takie przysłowie zaczynające się od słów "nie miała baba kłopotu..." Pozwolę sobie je odrobinę zmienić na "nie miał chłop kłopotu, kupił teściowej telefon..." No a teraz robi za pomoc techniczną, konsultanta i helpdesk w jednym, bo mama sobie nie radzi z najprostszymi funkcjami. I pomyśleć, że mieliśmy w planach podarować jej komórkę...
Odkąd przestałam jeść słodycze, stałam się jeszcze większą fanką mięsa, które i tak zawsze bardzo lubiłam. Pod warunkiem, że jest chude, dobrze przyprawione i smażone lub pieczone. Tydzień temu na niedzielny obiad Mąż kupił kurczaka z rożna. Jakie to było smaczne...
Wczoraj wybraliśmy się z rodzicielką do naszego ulubionego lumpeksu. Dyrektor Wykonawczy obłowił się w trzy pary dżinsów i pasek, ja zdobyłam jedne dżinsy, dwa T-shirty i szafirową torebkę, a rodzicielka wyszła z dżinsową spódnicą oraz bluzką. Potem, we troje, przyjechaliśmy do nas, a Głos Rozsądku (znowu w ramach obiadu) udał się po kubełek panierowanych polędwiczek, które dream team spałaszował w trybie przyspieszonym.
A dzisiaj, celowo i z premedytacją, wylądowaliśmy na obiedzie w barze - tym samym, w którym podają najlepszą na świecie wątróbkę. Mąż zamówił gołąbki, a ja polędwiczki w sosie kurkowym. Aż nieprzyzwoite jakie to było dobre...