Taka ładna była wczoraj pogoda, a ja (mimo najszczerszych chęci, które nijak nie chciały współpracować z dość marną kondycją ciała) dałam radę jedynie przespacerować się razem z Mężem w obrębie kilku sąsiednich ulic.
Nacieszyłam oczy mnogością barw, a i nosowi coś się też dostało. Jaśmin pachniał obłędnie. Zarówno jego woń, jak i kwitnące lipy (na nie trzeba jeszcze trochę poczekać) to moje ulubione zapachy lata.
Noc była ciężka i bardziej przesmarkana niż przespana. Chciałam pokazać się dzisiaj doktorowi Tomaszowi, ale przychodnia nieczynna, więc leczę się tym, co mam w domu.