Okazało się, że tak naprawdę wszystkim moim problemom zdrowotnym winne są zatoki i to je trzeba leczyć. Za radą pana doktora zakupiłam więc ziołowy specyfik i zażywam wedle wskazań.
Ze stresu, nerwów i upału boli mnie od wczoraj głowa. Ani kawa, ani Aspiryna, ani nawet energy drink nie pomagają.
Za niecałe trzy tygodnie kończy mi się umowa na okres próbny. Żyję w napięciu czy mi ją przedłużą. Jakby tego było mało, na poniedziałkowej kontrolnej wizycie u ginekologa dostałam skierowanie do szpitala. Na kiedy? Od 28 do 30 czerwca.
I masz babo placek. Z pięknym zakalcem.
Nie mogłam się skupić. Nie mogłam usnąć. Ale że jestem zwolenniczką mówienia prawdy, poszłam dziś do szefowej i powiedziałam otwarcie jak się sprawy mają. I że jestem w kropce, bo z jednej strony zdrowie, a z drugiej praca. W tym samym czasie.
Pisałam już kilkukrotnie, że mam ogromne szczęście do mądrej kierowniczki (a nawet dwóch). Usłyszałam więc, że pobyt w szpitalu jest zdarzeniem losowym, które w żaden sposób nie wpłynie na umowę o pracę, więc mam się nie martwić tylko zadbać o siebie.
Odetchnęłam po raz kolejny. Ale stres jeszcze ze mnie nie zszedł. Najskuteczniejszym lekiem w jego pokonywaniu jest obserwowanie Pepe. Ten mały ancymon interesuje się wszelkimi nowościami - zarówno technicznymi, jak i kosmetycznymi. Ale najbardziej ciągnie go do jedzenia - dzisiaj ściągnął mi z talerza kawałek sałaty lodowej i pomidorka.