Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

wtorek, 18 lipca 2017

2342. Bo...

Łzy obeschły, wkurzenie minęło, a żal i poczucie niesprawiedliwości odstawiłam na bok, bo nie warto tracić czasu, nerwów i energii na przejmowanie się rzeczami, na które nie mam żadnego wpływu.

Pewnego dnia, po powrocie do domu po ciężkim dniu, zastałam na stole piękny słonecznik od Męża. Żółty, uśmiechnięty i radosny. A na parapecie na balkonie pięknie kwitną pelargonie, którymi tak bardzo zachwycała się mama podczas ostatniego u nas pobytu.


Trzyosobowy dream team odwiedził ulubiony ciucholand, aczkolwiek zakupy były dość ubogie, więc poprawiliśmy sobie humor dwiema pizzami skonsumowanymi w ramach obiadu. Na deser (już tylko w duecie z Dyrektorem Wykonawczym) wybraliśmy się na pionierską degustację lodów tajskich.


Głos Rozsądku po raz kolejny posiał dla Pepe sałatę. Ten mały gagatek szybko wyczaił, że zamiast czekać aż ktoś go poczęstuje, może obsłużyć się samodzielnie. Najpierw prawie zadeptał mikroskopijne listki, a teraz bierze i je co chce i kiedy chce.


Tydzień temu byłam na dyżurze wieczornym w szpitalu. Tam moja pani ginekolog zrobiła mi kontrolne USG. Torbiel się chyba (?) wchłonęła, ale na wszelki wypadek podczas tego cyklu mam ponowić zażywanie leku i w drugiej połowie sierpnia przyjść raz jeszcze na USG.

Mąż zaś zaliczył już dwie wizyty u dentysty. Zostało mu tylko to samo co mnie, czyli piaskowanie. Dzisiaj wybrał się do doktora Tomasza i wrócił ze skierowaniem na badania krwi.

Oboje mamy podpisane urlopy na 14. sierpnia, więc wygląda na to, że będziemy mieć wtedy czterodniowy długi weekend. A we wrześniu każde z nas bierze sobie wolne na całe dwa tygodnie.

Bo nie samą pracą człowiek żyje.