"Tak więc moje problemy jelitowe stały się sprawą publiczną" - rzekł Mąż po przeczytaniu ostatniej notki. I sama już nie wiem czy to na skutek owego postu, czy wcześniejszej naszej rozmowy, czy nagadaniu Dyrektorowi Wykonawczemu przez mamę, czy przemyśleniom głównego bohatera, ale koniec końców usłyszałam od delikwenta prośbę o wykupienie leków.
Do pełnej dwumiesięcznej kuracji potrzeba jeszcze dwóch opakowań Boldaloinu i trzech Espumisanu, które można w aptece dostać bez recepty.
Na wyraźnie zwerbalizowane życzenie wypożyczyłam Głosowi Rozsądku pudełeczko z trzema przegródkami, czyli "rano", "południe" oraz "wieczór" i przestałam się zajmować nie swoimi przecież sprawami i problemami. Nie sprawdzam, nie pytam, nie kontroluję, nie liczę, nie interesuję się. Wszak Mąż dorosłym człowiekiem jest i to jego jelita.
Jako że dzisiaj sobota, więc nie mogło zabraknąć konsumpcji w wiadomym składzie. Tym razem kulturalnie w lokalu, gdzie pizzę serwują prosto z pieca opalanego drewnem. Daliśmy radę dwóm dużym. No dobra nie do końca, bo bez dwóch kawałków, które zabraliśmy w pudełku na wynos.