Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

sobota, 2 września 2017

2358. Jeszcze weekend

Zaledwie jedna noc wystarczyła, by z upalnego piątku zrobiła się deszczowa, zimna, pochmurna i wietrzna sobota. Bo według relacji Głosu Rozsądku podczas gdy smacznie sobie spałam ponoć lało, grzmiało i wiało, a ja oczywiście nic a nic nie słyszałam.

Zainaugurowaliśmy nasz małżeński urlop w tercecie (czyli razem z mamą) buszowaniem wśród wieszaków w ulubionym ciucholandzie. Było warto, gdyż najcenniejszymi zdobyczami okazały się dwie pary spodni dla mnie. Bo o T-shirtach pisać nie będę - je zawsze kupić najłatwiej.

Zmęczeni poszukiwaniami, a potem przymierzaniem, przyjechaliśmy do kawalerki. Po obiad (całkiem niedaleko) udał się Mąż. Kurczak z rożna i frytki - może nie za zdrowe, ale za to jakie dobre. Na deser degustowaliśmy po kolei - likier śmietankowy, wiśniówkę i advocata.

Później Dyrektor Wykonawczy odprowadził rodzicielkę na przystanek autobusowy, a niedługo potem  sami udaliśmy się na zakupy. Trochę kosmetyków, trochę chemii, T-shirty dla Głosu Rozsądku, ręczniki kąpielowe, owoce i warzywa, nabiał oraz pieczywo.

I tak zleciał nam pierwszy dzień urlopu, choć tak naprawdę to przecież zwykły weekend, bo ustawowo wolne dni zaczynają się nam dopiero od poniedziałku.