Wczoraj po raz pierwszy zjadłam olbrzymiego rubina, czyli moje ulubione jabłko. Gruszki konferencje jeszcze leżakują. Winogrona przetestowane. Czekolada z chili rozpuszczona w mleku będzie idealna przed snem.
Kaloryfery w mieszkaniu wreszcie zaczęły grzać. Zniknęła więc wilgoć, a i pranie już szybko schnie. Ostatnie słoneczne dni umożliwiły nawet suszenie na balkonie.
Zajrzałam do swojego składziku i policzyłam jego zawartość. Teraz naprawdę bardzo rozważnie sporządzam kosmetyczną listę zakupową. Czasem potrzebne jest uderzenie obuchem w łeb.
Cieszę oczy kolorami jesieni, choć nie dałam rady jej uwiecznić na zdjęciach. Może w przyszłym tygodniu się uda?
Kuruję się, bo zatoki nie chcą odpuścić. Woda z imbirem, miodem i cytryną, ale i tabletki oraz rozpuszczalne saszetki. Plus góra chusteczek higienicznych.
Mimo wszystko jest spokojnie, bezpiecznie i radośnie.