Pobiłam rekord absolutny ostatnich czasów kładąc się wczoraj spać około dwudziestej drugiej, a budząc przed dziewiątą rano. Aż mnie kręgosłup bolał od tego leżenia.
Stąd zrodził się niedzielny niedoczas. Bo zanim podcięłam brodę i włosy Mężowi, zanim zjedliśmy śniadanie, zanim się wykąpaliśmy, zanim poskładałam wczorajsze, wstawiłam i rozwiesiłam dzisiejsze pranie, było już południe.
Wczoraj, przy okazji spacerowania i fotografowania liści na drzewach, dotarła do mnie tak oczywista prawda, że aż mnie uderzyła swoją prostotą. To samo drzewo i te same liście wyglądają zupełnie inaczej z różnej perspektywy.
Wystarczy inne światło, inny kąt, inne miejsce...
Chcę tę lekcję zapamiętać, bo bardzo przyda mi się ona w zmianie swojego podejścia do pewnych sytuacji, jakie spotykają mnie w pracy.