Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

wtorek, 28 listopada 2017

2403. Nastawienie

Pisać mi się nie chce. Nie że w ogóle, co to to nie, ale sił mi brak z powodu wciąż przeciekającej spłuczki zakręcanej zaworem po każdym skorzystaniu z toalety już od prawie tygodnia.

Mąż zrobił rozeznanie u kilku sąsiadów i okazało, że wszyscy ucierpieli z powodu naprawy rury w piwnicy. Zatkane krany, piecyki bez ciągu i takie tam. Jak obliczyliśmy, zaledwie w ciągu pięciu godzin od usunięcia awarii, wyciekły nam do sedesu dwa metry sześcienne wody, a normalnie zużywamy półtora metra na tydzień.

W poniedziałek postanowiliśmy dać jeszcze jedną szansę hydraulikom ze spółdzielni. Znowu przyszło ich dwóch (lecz tym razem inna para), zdjęli pokrywę ze spłuczki, nalali do środka płynu do mycia naczyń i stwierdzili, że będzie dobrze. "Fachowcy" -  nie ma co...

Kląć mi się też nie chce, więc nie rzucę tu mięsem, aczkolwiek korci i nęci - nie powiem, oj nie powiem...

Dopóki coś działa, traktuje się to jako oczywistą oczywistość, ale wystarczy, że przestanie i jest problem.