Co to był za tydzień...
Najpierw urodziny, potem wizyta u gastrologa zakończona skierowaniem do szpitala w drugiej połowie kwietnia (a tam niestety kolonoskopia - na szczęście pod narkozą - i prawdopodobnie jeszcze również gastroskopia), powtórne badania krwi - tym razem TSH spadło aż o 1,7 i mieści się w normie, lecz ciągle czekam na termin konsultacji z endokrynologiem.
Odebrałam także orzeczenie o niepełnosprawności, złożyłam wniosek o legitymację i załatwiłam sprawę biletu autobusowego łącznie z zapisaniem ulgi na karcie miejskiej - to ostatnie dopiero za trzecim podejściem, bo najpierw kilkunastoosobowa kolejka skutecznie mnie odstraszyła, później pani zamiast 13 stycznia wpisała 31 stycznia, więc po raz kolejny musiałam się pofatygować do punktu obsługi pasażera, bo w przeciwnym razie przez osiemnaście dni jeździłabym na gapę.
A w "międzyczasie" robota, gdzie spychologia, roszczeniowość, brak współpracy, komunikacji, kultury, taktu i szacunku, kłamstwa, sprzeczne informacje, intrygi, niesnaski, obgadywanie, złośliwości, knucie, napuszczanie jednych na drugie, robienie na złość, olewanie wszystkiego i tumiwisizm są na porządku dziennym u "koleżanek", które śmiało mogłyby być moimi córkami. Cóż - jak widać na załączonym obrazku młode pokolenie chce jedynie zarabiać, ale nie chce wcale pracować.
Na szczęście jest już weekend, więc sobie trochę odpocznę, przewietrzę głowę i zajmę się czymś innym.