Z racji tego, że wczoraj dość dużo chodziliśmy, jeździliśmy, oglądaliśmy i załatwialiśmy, dzisiaj prawie całą niedzielę (poza wyjściem do kościoła) spędziliśmy w domu. Jak ja lubię takie spokojne, ciche i niespieszne dzionki.
Nie dość, że w sobotę zakupiłam nowy telefon, to jeszcze (niespodzianka!) udało mi się wreszcie i po długich poszukiwaniach dostać tusze do rzęs w kolorze granatu i szarości (był nawet fiolet z tej samej serii). Wszędzie są bowiem czarne, brązowe, czarnobrązowe i niebieskie, ale akurat z granatem i szarym jest problem.
Poprosiłam też Męża o szczerą opinię i radę na temat tego jak będę wyglądać w czymś, co nazywa się jegginsy i jak się domyślam jest chyba (?) skrzyżowaniem legginsów z dżinsami. Nigdy czegoś takiego nie nosiłam, ale chciałam przymierzyć, żeby wiedzieć jak się będę w tym czuć. Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu to coś jest miękkie i wygodne, więc po konsultacji rozmiarowej (42 okazał się być za szeroki!) z Dyrektorem Wykonawczym wzięłam czterdziestkę.
Nowy aparat jest dla mnie sporym wyzwaniem, ale miałam trochę praktyki z telefonem Głosu Rozsądku, więc myślę, że wcześniej czy później dam sobie radę. Karta przełożona, muzyka i zdjęcia przegrane, kontakty skopiowane, więc żegnaj stara i wierna Nokio, a witaj świeżutki Huaweiu.
A tak w ogóle to jest mróz, co mnie bardzo cieszy, bo lubię zimę. Wciąż jednak czekam na śnieg.