Ścięło nas oboje jak żółtko na jajku sadzonym, które Mąż zjadł dziś na obiad. Dyrektorowi Wykonawczemu poszło na zatoki, więc trzy razy dziennie pije sobie rozpuszczalną gorącą miksturę. Zamiast iść do pracy, wziął urlop i siedzi ze mną w domu.
A ja po antybiotyku nie dość, że nie mam apetytu, za to w gratisie mam biegunkę. Już nie pamiętam kiedy ostatnio tak mną choroba sponiewierała. Resztkami sił (i zdrowego rozsądku) wzięłam prysznic, po którym (o dziwo) lepiej się poczułam. Sytuację ratuje też Pepsi.
Ojciec jest już w domu. Przywiozła go karetka ze szpitala, a ratownicy medyczni wnieśli go na czwarte piętro (bez windy) na specjalnym krzesełku. Te schody by go zabiły gdyby miał sam po nich wchodzić. Cokolwiek by się nie działo, na swoich śmieciach jest najlepiej.