W zimowej kurtce, grubej chuście, rękawiczkach i półkozaczkach zaczyna mi już być gorąco. Znaczy wiosna idzie, choć z tego co widzę, prognozy zapowiadają jeszcze zimę.
Byliśmy z Mężem u rodziców. Zrobiliśmy spore zakupy jedzeniowe w kilku sklepach. Dyrektor Wykonawczy odkurzył im całe mieszkanie, wyrzucił śmieci i wytrzepał worek z odkurzacza, a także skręcił w maszynce mięso na kotlety mielone. Zjedliśmy we troje obiad (tata w tym czasie spał) i wróciliśmy do kawalerki.
Ojciec słaby, a przecież antybiotyk, który zażywa dodatkowo nie dość, że pozbawia go apetytu, to na dodatek kradnie mu i tak poważnie nadwątlone siły. Mama w bardzo dobrym humorze, śmiała się do rozpuku (aż ją ostrzegaliśmy, żeby przestała, bo jej to zaszkodzi), ale i tak (między wierszami) wyczuliśmy, że martwi się o tatę.
Przy wypisie dostała dwie kartki z tym co wolno, a czego nie. Szczegółowa rozpiska, nie ma co...