W drodze na przystanek autobusowy, w przydomowym ogródku, po raz pierwszy w tym roku, zobaczyłam kwitnącego żółtego krokusa. Oczywiście nie omieszkałam podzielić się tym faktem z Mężem. A potem, tuż przy kościele, już oboje zauważyliśmy kwitnące na drzewie bazie. Bo śpiewające ptaki stanowią oczywistą oczywistość.
Dzisiaj u rodziców było krócej i mniej intensywnie - zaledwie przygotowanie obiadu i posprzątanie po nim. Poza tym - standardowo - wyrzucenie śmieci i upranie worka z odkurzacza. Ojciec trochę spał, później się obudził, wypił kubek rosołu i siedział w fotelu otulony kocem po samą szyję. Mama zaliczyła kolejną odsłonę głupawki, która udzieliła się również i mnie.
Wróciliśmy do domu, wstawiłam i rozwiesiłam dwa prania (jak to dobrze mieć dwie suszarki), zjedliśmy biedronkową pizzę z piekarnika, wypiliśmy kawę, a teraz siedzimy sobie na tej naszej ulubionej kuchennej sofie. Dyrektor Wykonawczy coś tam ogląda na swoim nowym (prezent urodzinowy ode mnie) telefonie, a ja piszę post.
Jutro powrót do codzienności - to znaczy Głos Rozsądku idzie już do pracy, a ja będę jeździć do rodziców, żeby na bieżąco robić im zakupy i pomagać w miarę możliwości. Postaram się też nie zapominać o sobie i swoich potrzebach, choć wydaje mi się, że umiem o siebie zadbać - przynajmniej tak stwierdził Mąż po przeczytaniu artykułu, jaki mu poleciłam - Czy jesteś dla siebie ważna?