Z uwagi na słoneczną pogodę postanowiłam wykorzystać przedpołudniowe godziny na załadowanie pralki trzema wsadami z pościelą, kocami oraz ręcznikami, które wyschły w okamgnieniu.
A potem wybraliśmy się z Mężem na prawdziwie kwietniowo-letni spacer poprzedzony konsumpcją śmieciowego jedzenia, na które (na całe szczęście) nachodzi mnie ochota średnio raz w roku.
Chodziliśmy trzymając się za ręce, siedzieliśmy na ławce, podziwialiśmy piękno fauny i flory, odpoczywaliśmy i ładowaliśmy akumulatory na kolejny tydzień.