Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

wtorek, 26 czerwca 2018

2538. Nic nie mówić, nic nie robić

Nie chce mi się pisać, bo nawet nie wiem jak nazwać te wszystkie stany, których doświadczam. 

Jest we mnie mieszanka chyba większości emocji - głównie ogrom złości (a czasem nawet wściekłości) na mamę za jej bierność, roszczeniowość i robienie po swojemu oraz na ojca za jego głupotę, zaniedbanie i ośli upór.

Ona - dopóki on jest przytomny - nie wezwie pogotowia, bo jej zabronił. Wizyta domowa lekarza z przychodni też nie wchodzi w grę. Nawet ciśnienia nie pozwala sobie zmierzyć. Za to wciąż słyszę żądania - "spytaj czy można mu odstawić jakieś leki", "spytaj czy można mu podać jakąś kroplówkę", "spytaj dlaczego on jest taki słaby" i tak dalej.

Jest mi już wstyd chodzić do pracy i zadawać te same pytania tym samym lekarzom. Bo nikt, bez zbadania pacjenta, nie będzie na siebie brał odpowiedzialności za jego stan zdrowia; nikt nie będzie zaocznie zmieniał mu leków i podawał kroplówek, które można podłączyć jedynie w warunkach szpitalnych; nikt nie będzie go diagnozował bazując na moich opisach. 

Rodzicielka zaś chciałaby, żeby pomóc ojcu na ich warunkach. Każdy lekarz radzi dokładnie to samo - wizyta domowa albo pogotowie. Pani doktor mówi jedno, mama robi swoje, a ja wysłuchuję żali i pretensji z jej ust.

W niedzielę doszło do tego, że ojcu puściły zwieracze. Wczoraj załatwiłam zlecenie na pieluchomajtki w części refundowane przez NFZ. Też źle, bo "może tak mu się jednorazowo zdarzyło", "nie wiem czy on sobie pozwoli je założyć" i tak dalej.

U rodziców w kuchni stoi nasza pralka, z której chcieliśmy, by korzystali, żeby im było łatwiej i lżej. Temat wraca jak bumerang, a pralka od czterech lat stoi jak stała. Mama daje nam siatki pełne brudów do uprania albo pierze w rękach wszystko łącznie z pościelą, ale oczywiście nie omieszka mi o tym wszystkim opowiedzieć ze łzami w oczach - "całą noc spędziłam w łazience nad miską".

Staram się zrozumieć, ale czasem najzwyczajniej w świecie nie umiem. Chcę pomóc i wydaje mi się, że robię, co mogę, ale albo moja pomoc jest odrzucana i lekceważona albo wysłuchuję tych samych pretensji i niemożliwych do zrealizowania oczekiwań.