Wygląda na to, że pogoda spłatała mi figla, bo od piątkowego poranku jestem przeziębiona. Na szczęście mam w domu zapas leków z poprzedniego razu, więc po konsultacji lekarskiej skutecznie je wykańczam. Póki co funkcjonuję bez antybiotyku, ale jutro mam zamiar dać się przebadać i zobaczymy co zdecyduje pani doktor.
W sobotę byłam co prawda w pracy, ale daliśmy radę z Mężem wybrać się później w nowe miejsce, żeby przetestować nową pizzę. Dyrektor Wykonawczy posprzątał całe mieszkanie i pojechał jeszcze na drugi koniec miasta kupić elektryczny czajnik dla mamy, który chcemy jej podarować na imieniny.
W niedzielę wybraliśmy się na małe zakupy, a potem (w ramach obiadu) skonsumowaliśmy pierogi w naszej ulubionej pierogarni (z bobem i boczkiem dla mnie, a ruskie dla Głosu Rozsądku). Przez cały weekend namiętnie oglądaliśmy w sieci stare odcinki "Daleko od szosy".
Mąż, z powodu urlopu kolegi, od dzisiaj aż do 10 lipca włącznie chodzi do pracy na pierwszą zmianę. A ja, mając wolny poniedziałek za roboczą sobotę, postanowiłam zakupić brakujące leki do naszej apteczki oraz porcję świeżych ziarenek dla Pepe. Wieczorem idziemy razem do kina na "Zimną wojnę".