Trzy slogany urlopowe Męża, czyli "nie spieszyć się, nie kłócić się, wypocząć" wcielamy razem w życie już od dzisiaj.
Co prawda pobudkę mieliśmy dość wczesną (5:40), ale tylko po to, bym spokojnie i bez pośpiechu zdążyła na autobus, którym dojechałam do gabinetu dentysty. Na razie mam założony opatrunek (ze względu na stan dziąsła nie można było wyleczyć zęba), którego pozbędę się dopiero za trzy tygodnie. Tak więc urlop rozpoczęłam i urlop zakończę wizytą u stomatologa.
Pogoda cudowna - siąpi, pada, słońca nie widać, za to jest przyjemny chłodek. Aż chce się żyć, spacerować i funkcjonować.
Obiad zjedliśmy u Chińczyka - wyjątkowo oboje wybraliśmy to samo, czyli kurczaka po wietnamsku z makaronem i surówką.
Stanowczą perswazją udało mi się przekonać Dyrektora Wykonawczego do zakupu dwóch T-shirtów dla niego ("co - 20 złotych za T-shirt?!"), by potem, już przy kasie, okazało się, że oba są przecenione - jeden na 15, a drugi na 10 złotych. Trzeba było wtedy widzieć minę Głosu Rozsądku...
Po biedronkowych zakupach delektujemy się ptasim mleczkiem o smaku śmietankowym z drobinkami kawy (dobrze wchodzi nam obojgu) oraz białym melonem. Kto wie - może wypijemy też po kieliszeczku wiśniówki?