Ostatni dzień naszego pobytu rozpoczęliśmy od pójścia na plażę i chwilowego (z powodu upału i prażącego słońca) leżakowania na kocu.
Jako że byliśmy jeszcze umówieni na oglądanie laboratorium wydmowego, opuściliśmy plażę i znowu spacerkiem przez las poszliśmy do Stacji Biologicznej Uniwersytetu Gdańskiego.
Był i pożegnalny obiad (a jakże - nawet z deserem) - zupa rybna i łosoś z pieczywem czosnkowym dla mnie, grillowana pierś z kurczaka z frytkami i surówkami dla Męża, malinowa lemoniada oraz sernik z kawą mrożoną i latte macchiatto.
A później, po raz drugi tego dnia (i po raz pierwszy w ogóle), poszliśmy na plażę. Tym razem odbyliśmy chyba najpiękniejszy podczas tego urlopu spacer brzegiem morza - od wejścia numer 16 do mojego ulubionego numer 20.
Zadziwiające jak w ciągu zaledwie kilku godzin może zmienić się tafla wody i pogoda... Zimno, wietrznie, z falami - dokładnie tak, jak lubię najbardziej.
Jeszcze tylko ostatnie spojrzenie na Bałtyk, ostatnie zdjęcia i - mam nadzieję - do zobaczenia za rok, nasze kochane morze...