Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

niedziela, 30 września 2018

2580. Z całego tygodnia

Kolejny tydzień za mną. Sześć dni pracy minęło. Reakcje współpracowników różne - od przytulenia przez wyrazy współczucia i kondolencje aż po całkowite milczenie. To ostatnie wcale mnie nie dziwi, bo większość ludzi albo unika tematyki śmierci albo nie wie jak się zachować albo może boi się jak ja to przyjmę.

Szefowa, która była na pogrzebie, zaskoczyła mnie swoim zachowaniem. Tym razem negatywnie. Poinformowałam ją, że w związku z operacją mamy wezmę trzynaście dni opieki nad nią. "Tego to już za dużo" - usłyszałam. No tak, przecież powinnam zostawić mamę, która nie będzie mogła ani się schylić, ani nic podnieść, samą jak palec.

Chwilę potem, kiedy na równe trzy miesiące wcześniej, dałam jej do podpisu wniosek z urlopem wypisanym na 24. grudnia dowiedziałam się, że mi go nie podpisze. Najlepiej, żeby mama siedziała sama w Wigilię, bo ja muszę pracować. Oznajmiłam więc, że i tak nie przyjdę wtedy do pracy - w końcu mogę wziąć urlop na żądanie albo zwykłe L4.

Po tym, jak moja kierowniczka zachowała się podczas rozmowy ze mną kiedy to dzwoniłam do niej ze szpitala, do którego pogotowie zabrało nieprzytomnego tatę, straciłam do niej i zaufanie i sympatię. Chciałam przy nim zostać, ale na słowa: "bardzo mi przykro, ale musi pani przyjść do pracy, bo ja nie mam kogo dać na zastępstwo" pojechałam do roboty.

Wtedy właśnie obiecałam sobie, że już nigdy więcej tak nie zrobię. Mam prawo do urlopu na żądanie, mam prawo do opieki nad chorym rodzicem, mam prawo do zwolnienia lekarskiego, mam prawo do swojego urlopu! I nie jest moim problemem kto mnie wtedy zastąpi - od tego jest szefowa.

A teraz dobre wieści...

W tym tygodniu byłam w Urzędzie Stanu Cywilnego odebrać medale, legitymacje, dyplom i kwiaty dla rodziców. Stamtąd od razu pojechałam do mamy, żeby zrobić jej niespodziankę. Udało się!


Po południu zaś przyjechał do mnie do pracy Mąż - też z kwiatami - z okazji naszej dziesiątej rocznicy ślubu cywilnego. Za każdy rok dostałam jednego słonecznika - jakże symbolicznie, bo właśnie z tych kwiatów składał się mój bukiet ślubny.


Dzisiaj, razem z Dyrektorem Wykonawczym, zawieźliśmy mamę do szpitala. Jutro czeka ją operacja zaćmy na drugim oku. Jako że wie jak wszystko przebiega, czuje się pewnie i wcale się nie boi. Nawet załapała się jeszcze na  głodowy obiad.