Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

wtorek, 18 grudnia 2018

2612. Domek z kart

Kiedy wydaje mi się, że jak sobie coś zaplanuję, to będę w stanie kontrolować przebieg sytuacji, bo przecież nic mi już jej nie zakłóci, wydarza się coś, co definitywnie burzy mój misternie ułożony domek z kart.

Wczoraj miałam wolny dzień. Rano poszliśmy z Mężem do spowiedzi. Wyciszyliśmy telefony na ten czas, a ja dodatkowo jeszcze chciałam odebrać swój wynik cytologii, więc i później nie włączyłam dźwięku.

Po przyjściu do domu przebrałam się w dres, nastawiłam pranie, zrobiłam sobie kawę i wyciągnęłam z torby telefon. A tam kilkanaście nieodebranych połączeń - od mamy i Dyrektora Wykonawczego. Plus SMS od tego ostatniego: "mama się przewróciła na ulicy, idzie do domu, trochę potłukła rękę i głowę, trzeba ją przebadać".

Okazało się, że rodzicielka wyszła do sklepu i upadła na chodnik. Nie potknęła się, nie pośliznęła. Prawdopodobnie zakręciło się jej w głowie. Runęła centralnie na prawe (operowane w październiku) oko i wyprostowaną rękę.

Zamiast natychmiast wezwać pogotowie, poszła do domu i zaczęła dzwonić do mnie i Męża z pytaniem co robić. Oczywiście doradziliśmy jej wybranie 999. Przyjechała karetka, która zabrała ją na SOR.

Kiedy tam dotarłam mama czekała na dwie tomografie - głowy i twarzoczaszki. Na szczęście nie wykazały żadnego krwawienia wewnątrzczaszkowego, ani złamań w kościach czaszki, ani kostnych zmian urazowych. 

Ortopeda stwierdził za to wieloodłamowe złamanie dalszego końca kości promieniowej z przemieszczeniem odłamów. Cud, że nie otwarte, ale i tak musieli jej nastawić kości i założyć gips na sześć tygodni.

W konsultacji okulistycznej okazało się, że poza olbrzymim obrzękiem i krwiakiem powieki, nie doszło do uszkodzenia ani spojówki, ani rogówki, ani siatkówki, ani tęczówki, ani źrenicy, ani implantu soczewki.

W szpitalu spędziłyśmy prawie sześć godzin, przemieszczając się z SOR-u na tomograf, z tomografu na RTG, z RTG do okulisty, od okulisty do ortopedy na SOR, z SOR-u na kolejny RTG po założeniu gipsu, z wynikiem RTG ponownie do ortopedy na SOR, z SOR-u znowu do okulisty i od okulisty do chirurga na SOR, by wreszcie dostać wypis i dalsze zalecenia.

Krople do oczu Dicortineff, Rivanol i temblak - tyle kupiłam wczoraj. Dzisiaj rano Mąż dokupił jeszcze maść z heparyną oraz przeciwbólowo Dexak, a ja pojechałam do pracy, żeby lekarka przepisała mamie przeciwzakrzepowe zastrzyki Clexane i Acenocumerol oraz Cavinton.

Od dziś do piątku mam L4, bo w przeciwnym razie nie byłabym w stanie zająć się wszystkim. Dyrektor Wykonawczy na piątek wziął sobie urlop, by pod okiem rodzicielki gotować bigos i piec schab na święta.

A tak wygląda ręka i oko mamy - ostrzegam, że zdjęcia są naprawdę drastyczne.