Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

niedziela, 30 grudnia 2018

2618. Sygnały

Było strasznie ciężko. Pierwszy dzień świąt, podobnie jak Wigilia, przepłakany po powrocie od mamy do domu. Tak, do domu, bo paradoksalnie domem jest dla mnie wynajęta kawalerka, a nie mieszkanie rodziców, którego formalnie (i notarialnie) jestem przecież właścicielką...

Bo dom to nie budynek, to nie cztery ściany, ale dom to ludzie, którzy go tworzą. Dom to miłość, poczucie bezpieczeństwa, bliskość, czułość, szczerość, zaufanie, uważność na potrzeby tych, z którymi się żyje.

Wiem, że jestem osobą, która o wiele intensywniej odbiera świat i ludzi. Mąż zawsze mi o tym fakcie nie pozwala zapomnieć. O tej mojej wysokiej wrażliwości, która jest i błogosławieństwem i zarazem przekleństwem.

Kiedy cierpi dusza, nie będę udawać, że jest dobrze. Choć to pokazywanie prawdy i wysyłanie czytelnych sygnałów sprawia też ból Dyrektorowi Wykonawczemu, który ceniąc mnie za szczerość, jednocześnie martwi się jak może mi ulżyć i pomóc.

Tak naprawdę pomóc sobie mogę tylko ja sama. Wypłakać to, co niewypłakane. Przeboleć to, co boli. Przemyśleć to, co zaprząta głowę. Dopuścić do głosu wszystkie emocje, żeby móc je przeżyć, a nie zamrażać lub od nich uciekać.

W drugi dzień świąt pojechaliśmy z Mężem do lasu. I choć spacer nie za bardzo nam się udał, bo było wilgotno i padał deszcz, pobyt na świeżym powietrzu dobrze mi zrobił. Na tyle dobrze, że wieczorem zachciało nam się wybrać na lody i kawę. I choć pocałowaliśmy klamkę kawiarni, przeszliśmy się odświętnie udekorowanymi ulicami miasta, a ja pstrykałam zdjęcia.

W czwartek i piątek w pracy miałam absolutnie pod każdym względem przysłowiowy Armageddon, ale pomimo tego (a może nawet dzięki temu) przekierowałam swoje myśli na inne tory i nie miałam czasu zajmować się już niczym innym.

Wczoraj byłam na drugiej zmianie i - dla zachowania równowagi - spędziłam swój dyżur spokojnie, bezproblemowo i w miłym towarzystwie oraz przy pysznym jedzeniu oraz piciu.

Chcę z całego serca podziękować Tym Wszystkim z Was, którzy mnie wspierali dobrą myślą i słowem. Szczególnie dziękuję Monice i Dance - za Wasze szczere maile i za to, co w nich napisałyście. Dałyście mi siłę, wlałyście w moje skołatane serce nadzieję i tak po ludzku byłyście przy mnie...