W czwartek zrobiłam rekonesans, poradziłam się zaufanego znajomego sprzedawcy ze sklepu medycznego, a wczoraj zakupiłam swój pierwszy w życiu ciśnieniomierz. Cóż - jaki PESEL, taki prezent. Teraz pozostaje mi już tylko flaszka Vita Buerlecithin do picia i laska do podpierania...
Dostałam też specjalny dzienniczek, w którym mam dwa razy dziennie zapisywać wyniki pomiarów.
Po analizie powyższej tabelki, bystry obserwator zauważy, że wartości idą w górę tylko wtedy, gdy jestem w pracy. O dziwo wczoraj o 23 i dzisiaj o 9 mieszczą się w normie.
Jaki z tego wniosek? Ano taki, że wiadomo czym i gdzie się stresuję. Co w związku z tym?
Pani doktor, której pokazałam wyniki, od razu stwierdziła, że problemem nie jest serce, lecz głowa. "Masz nerwicę i zespół stresu pourazowego" - stwierdziła. Wypisała receptę na Pramolan i zaleciła brać jedną tabletkę przed snem. Dała mi też zwolnienie do końca przyszłego tygodnia - mam się nie stresować i odpoczywać.
Dzisiaj rano obudziłam się dopiero o 8:40 (poszliśmy z Mężem spać w okolicach północy), a po odsłonięciu roletek oczom moim ukazał się taki oto cudnie zimowy krajobraz.
Wybraliśmy się do galerii handlowej, gdzie na wyprzedaży kupiłam sobie bardziej kobiece prezenty, czyli zimową kurtkę i torbę. Potem udaliśmy się spacerem do mamy. Tam - w ramach obiadu - zjedliśmy zamówione chińskie pyszności.
Rodzicielka w czwartek miała robione zdjęcie RTG złamanej ręki, a wczoraj chirurg nakłuł jej krwiak nad okiem i ściągnął z niego sporo brunatnej krwi. Ma mu się jeszcze pokazać za półtora tygodnia, a w międzyczasie umówiona jest do ortopedy ze zdjęciem RTG.
Jutro, w ramach zaleceń pani doktor, wybieramy się z Dyrektorem Wykonawczym do lasu. Mam nadzieję na dużo śniegu i sporo zdjęć, którymi się pewnie podzielę po powrocie.