Nie wiem czy to za sprawą działania zażywanego leku, czy poukładania sobie w głowie pewnych spraw, czy też dzięki kilku rozmowom z innymi ludźmi, ale zauważam, że jestem spokojniejsza, mniej się przejmuję i denerwuję w pracy.
Moja mądra znajoma powiedziała mi kilka tygodni temu, że każdy ma swoje źródełko. Moim z pewnością i bez wątpienia jest Mąż. Nie zapominam jednakże o wierze i o tym, co mi ona daje. Sama dla siebie również potrafię być oparciem - oczywiście o ile o tym fakcie chwilowo nie zapominam.
Przez panujące na korytarzach przenikliwe zimno (w takiej na przykład szatni jest siedem stopni Celsjusza), nieszczelne okna i niedostateczną ilość kaloryferów, od samego rana jestem bardzo pociągająca - pomimo siedzenia w grubym swetrze, skarpetach i chustce na szyi.
Jeszcze tylko dwa dni porannego wstawania i wreszcie będę mogła wrócić do moich ulubionych drugich zmian. A w międzyczasie czeka mnie robocza sobota i wolny poniedziałek, co także jest powodem do radości.