Dziwnie widno przez tę przedwczorajszą zmianę czasu.
Pepe o wiele dłużej raczy nas swoim śpiewem. Ten kanarek jest unikalny - po ciemku, pod kocem, w środku nocy potrafi obudzić Męża swoimi trelami (ja mam zatyczki). Chyba mu się coś śni - tak sądzimy. Żaden z jego poprzedników nigdy czegoś takiego nie robił. Nawet pani w sklepie zoologicznym była zdumiona kiedy jej opowiedziałam co ten maluch wyprawia.
Rozfruwał się wraz z nadejściem wiosny i ptakami, które widzi (i słyszy) zza okna. Praktycznie przez cały dzień ma otwartą klatkę i lata sobie gdzie i kiedy chce. Przylatuje do mnie do kuchni, ląduje na szafce albo na stole, by potem sfrunąć na podłogę i wyjadać okruszki. Następnie sam wraca do pokoju.
Ma też jedno osobliwe zachowanie. Wystarczy dłużej do niego zagwizdać, a przylatuje na głowę, siada na oprawkach okularów i wykonuje ruchy kopulacyjne... Tak, tak - może wstyd o tym pisać, ale to prawda. I bez różnicy kto gwiżdże - czy to ja, czy Dyrektor Wykonawczy.