U mamy trwają dziś najprawdziwsze kuchenne rewolucje.
Po wielu perturbacjach ze znalezieniem odpowiedniego (czyli uczciwego, solidnego i odpowiedzialnego) fachowca wreszcie (po pięćdziesięciu latach) dokonuje się tam historyczna zmiana, czyli montowanie nowego zlewu, szafki, zaworów, rur, wężyków oraz podłączenie pralki, która (o ile nie okaże się zepsuta) po pięciu latach nieużywania zacznie spełniać funkcję, do której została wyprodukowana.
Całą akcję nadzoruje Mąż, który na ten cel specjalnie wziął sobie dzień urlopu. Mnie tam nie ma. Celowo. Bo nie chcę się denerwować i patrzeć na ten hydrauliczny proceder. Wystarczą mi zdjęcia przesyłane komórką przez Dyrektora Wykonawczego.
Jak dobrze pójdzie (czyli jeśli się pan fachowiec zgodzi) może do końca miesiąca i półwieczna wanna podzieli los kuchennego zlewu? Oby, oby, bo to wstyd - w XXI wieku kąpać się w czymś, co jest zardzewiałe i podziurawione.