Wczoraj spędziłam z Mężem czterdzieści minut w sklepie obuwniczym. Mierzył, wybierał, grymasił, patrzył, przechadzał się w tę i z powrotem. I co? I nic. Żadna para nie spełniła jego oczekiwań i nie zdała testu na wygodę, rozmiar, kolor, fason, cenę i tak dalej.
Dzisiaj wszedł, wybrał, przymierzył, przeszedł się po sklepie i powiedział: "bierzemy". Uff, co za ulga...
Jeszcze tylko jeden wypad po jeszcze jedną parę i będę mieć z głowy zakup obuwia dla Dyrektora Wykonawczego.
Wczoraj nie udało mi się dostać odpowiedniej doniczki. Albo za duża albo za mała albo nie ten kolor albo z podstawką.
Dzisiaj weszłam do pierwszego sklepu i od razu znalazłam tę właściwą. Po powrocie do domu od razu zabrałam się za przesadzanie geranium do większego lokum.
Jeszcze tylko pozostało kupno wymarzonego przeze mnie czajnika z gwizdkiem, gdyż ani wczoraj, ani dzisiaj nie rzucił mi się w oczy taki, który odpowiadałby wszystkim niezbędnym kryteriom.