Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

wtorek, 23 kwietnia 2019

2697. Dla własnego dobra

Wyników biopsji, na które czekam z niecierpliwością, dziś jeszcze nie było. Może jutro? Przyznam, że zależy mi na czasie z jednego powodu - mój onkolog przyjmuje tylko w czwartki, więc jeśli przed 25. kwietnia nie będzie opisu, będę mogła pójść do niego dopiero 9. maja, a to oznacza kolejne dwa tygodnie w zawieszeniu i bez możliwości rozpoczęcia leczenia. Ale cóż zrobić? Dzięki chorobie mam szansę nauczyć się cierpliwości, pokory i braku kontroli oraz planowania czegokolwiek.

Spotkałam się rano z panią psychiatrą, która wystawiła mi dalsze zwolnienie - zanim przejmie mnie onkologia. Byłam też na kolejnej wizycie u pani psycholog. Tym razem poruszyłam temat mamy i jej zachowania.

Rodzicielka "zawiesiła się" (jak to określił Mąż) po śmierci Taty. Wciąż go idealizuje, wciąż stawia na piedestale, wciąż mówi o nim tylko i wyłącznie dobre rzeczy. Ale nie o tym chciałam napisać, bo każdy ma prawo do własnego sposobu przeżywania żałoby.

Najbardziej boli mnie to samo, czyli ustawiczne zachowania mające na celu zwrócenie na siebie uwagi. A czym zrobić to najskuteczniej i najszybciej? Stanem zdrowia i próbami szantażu emocjonalnego oraz manipulacji.

Po zdjęciu gipsu ze złamanej przed Bożym Narodzeniem ręki, załatwiłam mamie rehabilitację w tempie ekspresowym. Nie tylko samej ręki, ale także biodra i kolana, z którymi ma problem. Pochodziła, poćwiczyła i na tym się skończyło. Dostała do domu zestaw ćwiczeń, który powinna codziennie wykonywać, żeby usprawnić rękę. Ale go nie wykonuje. Za to narzeka, że nie ma w ręce takiej sprawności jak kiedyś.

Ortopeda, którego też załatwiłam, zrobił jej blokadę w bolące kolano. Dał numer do szpitala, w którym dyżuruje i polecił przyjść w każdej chwili, żeby ściągnąć płyn gromadzący się pod kolanem. Za darmo! Rodzicielka oczywiście woli narzekać, że nie może chodzić, niż pokazać się specjaliście.

Nie może spać, ale odmawia pójścia do psychiatry po środki nasenne. Nie chce konsultacji z psychologiem, czy psychoterapeutą. Ale nie przestaje narzekać, że sobie nie radzi bez ojca.

Wczoraj powiedziała mi przez telefon, że ma zatkane ucho i już nic na nie nie słyszy. Od kilku dni! Ale oczywiście narzeka, że ją boli.

Najgorsze jednak w jej zachowaniu jest to, że tak naprawdę nie chce do siebie dopuścić faktu zaistnienia mojej choroby (stąd pewnie problem z uchem, bo nie chce usłyszeć tego, co do niej mówię), nie chce o niej rozmawiać. Mało tego - nawet nie pyta o wyniki badań, bo o nich nie pamięta.

Za to wciąż powtarza mi: "a może ten guz zniknie?", "a może chemia nie będzie potrzebna?", "a może obejdzie się bez operacji?", "a może to nie rak?". Albo slogan, który działa na mnie jak przysłowiowa płachta na byka, czyli: "nie martw się, będzie dobrze, musimy dać radę".

Naprawdę najgłupsze, co można powiedzieć komuś, kto jest chory, to właśnie owo "nie martw się". Dlaczego? Bo po pierwsze taki tekst uruchamia lęk. Po drugie - jak się nie martwić w takiej sytuacji? Skakać do góry z radości, że ma się raka?

Następnym idiotyzmem jest frazes "będzie dobrze". Dlaczego? Bo po pierwsze - czy jesteś wróżką albo Bogiem, żeby mieć taką pewność? Po drugie - a co jeśli nie będzie dobrze?

No i oczywiście ostatni fragment, czyli "musimy dać radę". Po pierwsze - jakie "musimy"? Kto tu jest chory i kto będzie przechodził całe leczenie? Po drugie - ja nic nie muszę. Mogę, ale nic nie muszę. I to tylko pod warunkiem, że tego chcę.

Mam - niestety dla siebie samej - oczekiwania względem mamy. Bo chciałabym, żeby się mną interesowała, żeby spytała jak się czuję albo czy może mi w czymś pomóc.

Ten wniosek nie pojawił się tylko i wyłącznie w trakcie dzisiejszego spotkania z panią psycholog. Miałam świadomość tych oczekiwań już wcześniej. Oczekiwań, których rodzicielka nigdy nie spełni.

Jedyne co mogę zrobić, to zmienić podejście i nastawienie do jej zachowań. Asertywnie odmawiać, ucinać rozmowy jeśli zaczyna znowu narzekać, nie dawać się wkręcić w żaden szantaż emocjonalny, czy manipulację. Dla własnego dobra.