Wczoraj spotkałam się z Mężem w sklepie medycznym, żeby mierzyć peruki. Okazało się bowiem, że są one całkowicie refundowane przez NFZ, więc stwierdziłam, że skoro mam nic nie płacić, wybiorę sobie jakąś podobną do obecnej fryzury. Z tego, co się dowiedziałam, najlepiej coś dobrać jak się jeszcze ma swoje włosy.
I ja, i Dyrektor Wykonawczy, i przemiła pani sprzedająca zgodnie i jednogłośnie zdecydowaliśmy, że ta i tylko ta, bo jest mi w niej najlepiej i najbardziej przypomina mój kolor.
Została schowana do pudełka i odłożona do szafy. Poczeka na mnie aż chemik wystawi zlecenie na zaopatrzenie w wyroby medyczne, Głos Rozsądku podbije wniosek w NFZ i pójdzie do sklepu po odbiór peruki.
W drodze powrotnej do domu weszliśmy jeszcze do centrum ogrodniczego, gdzie wreszcie mogłam zakupić oba szczawiki trójkątne. Może za trzecim podejściem w końcu uchowają się dłużej niż pół roku?
W sobotę zamówiłam w sieci wesołe chusteczki i czapeczki. Właśnie odebrałam przesyłkę z paczkomatu. Są jeszcze ładniejsze i bardziej kolorowe niż na zdjęciach.
Onko siostra powiedziała, że włosy wyszły jej równo w dwanaście dni po pierwszej czerwonej chemii, więc wolałam się przygotować zawczasu.
Dzisiaj zadzwonił mój kolega onkolog z informacją, że za dwa tygodnie umówił mnie na pierwszą wizytę - wywiad do chemioterapeuty.
Tyle dobra spotyka mnie każdego dnia od tylu osób... Naprawdę jestem dzieckiem szczęścia.