Równo dwa tygodnie temu poszłam do chirurga bez papierowych wyników biopsji. Nie było ich nawet jeszcze w systemie. Za to była informacja telefoniczna od mojego kolegi radioterapeuty.
Dzisiaj poszłam do chirurga bez papierowych wyników badania genetycznego BRCA1, których również nie było w systemie. I teraz też była informacja telefoniczna od mojego kolegi radioterapeuty.
Jestem pełna podziwu dla pracy lekarzy w tej placówce. Jestem pełna uznania dla pracy pielęgniarek i techników. Ale administracja i rejestracja (w większości, bo są chwalebne wyjątki) to jedna wielka porażka i nieporozumienie.
Ale już nie narzekam i nie marudzę.
Konsylium lekarskie się odbyło. Prawie* nic nowego się nie dowiedziałam oprócz tego, co już wiedziałam do tej pory.
Cztery cykle czerwonej chemii co trzy tygodnie, potem dwanaście cykli białej chemii co tydzień (razem z herceptyną podawaną podskórnie co trzy tygodnie), operacja, radioterapia i nadal herceptyna aż do roku czasu od pierwszego podania przy białej chemii. Czas zakończenia leczenia - prawdopodobnie sierpień 2020 roku - o ile nic niespodziewanego się po drodze nie wydarzy.
*A wracając do tego "prawie"... Jedyną nową informacją była ta, że mam 90% szans na przeżycie pięciu lat.
Statystyki statystykami (kto by się nimi przejmował), a życie życiem, czyli w duecie z Mężem gromadzimy zapasy na trudne (chemiczne) czasy. Dzisiaj zakupiliśmy musy owocowe w biedronkowej promocji.
Plan na przyszły tydzień jeśli chodzi o onkologię przedstawia się następująco:
- w poniedziałek biopsja, podczas której założą mi tytanowy znacznik w miejscu guza, a także wizyta u genetyka i odebranie wyników BRCA1,
- we wtorek spotkanie z panią psychoonkolog plus wizyta u chirurga po zwolnienie lekarskie,
- w środę poznam swojego chemioterapeutę i jest szansa, że wtedy wreszcie dowiem się kiedy dostanę pierwszą chemię.