Aż trudno uwierzyć, że praktycznie całe przedpołudnie i jeszcze trochę później świeciło słońce, a teraz mamy mleko na niebie i deszcz. Na całe szczęście zdążyliśmy wybrać się z Mężem na spacer połączony z degustacją lodów i pączka z różą.
Chcieliśmy maksymalnie wykorzystać ten czas, bo bardzo możliwe, że ten weekend będzie przedostatnim, a kto wie czy nie ostatnim przed pierwszą chemią. Wszystko zależy od środowej wizyty u chemika.
Na podłodze w kuchni stoją butelki z wodą mineralną - normalną i smakową, Pepsi, a także trzylitrowy karton z naturalnie tłoczonym sokiem z jabłek i gruszek. Są też puszki z energetykami.
Od jutra czeka mnie bowiem onkologiczny maraton, więc wypadałoby się na niego w jakiś sposób przygotować. Zaopatrzenie na razie jest, a ja tymczasem zgłębiam treść książki o chemioterapii.