Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

piątek, 17 maja 2019

2719. Dzień po

Jest dobrze, a nawet bardzo dobrze. Przed czwartą rano obudziłam się głodna jak wilk. Jakoś się pokręciłam na sofie w kuchni i jeszcze usnęłam na jakiś czas. A potem śniadanie, herbata, leki przeciwwymiotne i kąpiel.

Mąż wyszedł na przystanek autobusowy po mamę, która oczywiście osobiście chciała sprawdzić jak się miewa jej córka. Okazało się, że całkiem nieźle sobie radzę, więc przestała mnie bacznie obserwować.

Siedziałyśmy z rodzicielką pijąc kawę i herbatę, jedząc słodką bułkę i biszkopty, podczas gdy Głos Rozsądku pojechał do NFZ, żeby podbić zlecenie na zaopatrzenie w wyroby medyczne, a potem udał się do sklepu po odbiór peruki, której kolor niewiele odbiega od mojego obecnego. 

Chciałam, żeby kupił mi piłeczkę, ale w zamian za to w prezencie od miłej ekspedientki dostał dla mnie czerwone serduszko, które mam ściskać, żeby sobie wyrobić te moje lichutkie i cieniutkie żyłki.


O czternastej przyjechała znajoma pielęgniarka, która wytłumaczyła Dyrektorowi Wykonawczemu jak się robi zastrzyki. A że najlepiej wychodzi to w praktyce, więc Mąż (pod czujnym okiem fachowca) dokonał pierwszego w życiu ukłucia. Nic mnie nie bolało, a on dał sobie świetnie radę, więc w nagrodę będzie miał jeszcze cztery zastrzyki do wykonania w tej serii.

Po południu Dyrektor Wykonawczy odprowadził mamę na przystanek, a sam pojechał do przychodni po receptę na lek dla siebie. Kiedy wracał, zadzwonił do mnie i spotkaliśmy się przy osiedlowym bankomacie.

Poszłam do pobliskiej drogerii, żeby kupić drobne upominki na Dzień Matki - etui na okulary, kubek oraz kosmetyczkę. Głos Rozsądku w tym czasie robił spożywcze biedronkowe zakupy.

Ponoć wieczorem lub w nocy ma mnie zacząć łamać w kościach po tym zastrzyku. Jestem przygotowana - Pyralgina, Paracetamol i Ibuprom Max czekają. Czasem trochę mnie mdli, ale nie wymiotuję, bo mam w sumie trzy środki zapobiegawcze, z czego - na razie - używam tylko dwóch.

Kolega onkolog doradził mi zaczekać do 7 czerwca i spytać o port naczyniowy chemika. Powiedział też, żebym nie jeździła autobusami i nie chodziła tam, gdzie jest dużo ludzi na zamkniętej przestrzeni (galerie, kościoły, supermarkety, przychodnie, szpitale), bo jak spadnie mi odporność, mogę się zarazić dosłownie każdą bakterią.

Codziennie mam kontrolować temperaturę (termometr od Betki jest bardziej wiarygodny niż nasz stary angielski). Rano czułam, że jestem rozpalona, ale kreska rtęci doszła do 36,8. Jeśli będzie na niej 38 mam natychmiast skontaktować się z lekarzem, żeby mnie obejrzał, bo może wdać się jakaś infekcja, a to bardzo niewskazane w moim pochemicznym stanie.