Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

sobota, 18 maja 2019

2720. Niemożliwe

Położyłam się wczoraj spać, na stole leżał przygotowany Paracetamol. Obudziłam się rano. Ruszam ręką, ruszam nogą. Nic mnie nie boli. Poszłam do łazienki. Nadal nic nie boli. Żaden mięsień, żaden staw, żadna kosteczka. Nic.

Na dzień dobry zachciało mi się czarnej sypanej kawy z cukrem. Potem seksu z Mężem. Zjadłam parę biszkoptów, wypiłam leki przeciwwymiotne, a później zaczęłam wreszcie segregować dokumenty i powkładałam je do swojej onkologicznej niebieskiej teczki. Oddzielnie odłożyłam papiery do ZUS, oddzielnie do MOPR. Czekają na swoją kolej załatwiania.

Nie byłam za bardzo głodna, bo ugryzłam zaledwie jeden kęs chleba z dżemem, wypiłam zieloną herbatę i szklankę wody.

Razem z Dyrektorem Wykonawczym pozbyliśmy się wierzchniej warstwy zapleśniałej ziemi z kwiatów, dosypałam więc do każdego świeżą. Potem Głos Rozsądku pojechał po lidlowskie spożywcze zakupy, a ja - ponieważ chciało mi się spać - położyłam się na sofie w kuchni, ale tak sobie tylko poleżałam do czasu powrotu Męża.

Na obiad było pyszne spaghetti z sosem pomidorowym, śmietaną i serem żółtym. Zjadłam cały talerz, potem kilka truskawek, na które miałam niesamowitą ochotę. Dyrektor Wykonawczy zrobił mi zastrzyk w brzuch i pojechał do galerii mierzyć buty, które mu znalazłam na stronie sklepu. Wrócił z niczym, bo wszystkie były za wąskie na jego stopę i miały za niskie podbicie.

Wypiliśmy kawę z mlekiem z kafetierki oraz skonsumowaliśmy lody z ubiegłego tygodnia, które zostały w zamrażalniku.

Napisałam mail do ZUS, bo miałam do nich kilka pytań związanych z naliczaniem zwolnień i terminem złożenia dokumentów w celu ubiegania się o świadczenie rehabilitacyjne po ustaniu prawa do zasiłku chorobowego.

Czuję się rewelacyjnie. Temperatura 36,7. Nic mnie nie boli, nie mam absolutnie żadnych skutków ubocznych - wymiotów, zaparć, biegunki, stolec regularnie każdego ranka (jak na spowiedzi podczas obchodu w szpitalu), nie przeszkadzają mi żadne zapachy, od niczego mnie nie mdli i nie czuć ode mnie chemicznego zapachu (a raczej smrodu). Mam na wszystko ochotę i siłę.

Zadzwoniła do mnie onko siostra i stwierdziła, że jestem jakimś ewenementem, bo to niemożliwe, żeby się aż tak dobrze czuć. Też się sobie dziwię, ale co poradzę, że naprawdę nic złego mi się nie dzieje?

Oby tak dalej - bo póki co - mam bardzo pozytywne doświadczenia związane zarówno z samym podaniem chemii,  jak i tym, jak moje ciało reaguje po niej.