Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

niedziela, 19 maja 2019

2721. Niedziela

Wczoraj wieczorem byliśmy z Mężem na osiedlowym spacerze. Posiedzieliśmy trochę na ławce, posłuchaliśmy śpiewu ptaków, popatrzyliśmy na piękną przyrodę i wróciliśmy do domu.

Spałam bez problemu. Obudziłam się co prawda po czwartej, ale jeszcze usnęłam i wstałam w sumie około dziewiątej.

Apetyt mi dopisuje - kawa, sok z  pomarańczy i banana, sporo wody, dwa jajka na twardo, potem pizza na obiad (przyjechała do nas mama), dwa musy owocowe, duży koktajl z jogurtu i truskawek, pomidor z solą i pieprzem, kawa rozpuszczalna z mlekiem, a jeszcze dzień się nie skończył.

W sobotę wstawiłam dwa prania, dzisiaj je poskładałam i pochowałam, za to wstawiłam i rozwiesiłam nowe. Co mogę, to robię.

Po raz pierwszy obejrzałam Mszę Świętą w sieci, bo na czas chemii - niestety - do kościoła pełnego ludzi nie wolno mi chodzić. Skonsultowaliśmy się telefonicznie w tej sprawie z naszym kochanym proboszczem, który dziesięć lat temu wygłaszał kazanie na naszym ślubie, więc mamy pewność jakie jest stanowisko kościoła w tej sprawie.

Mąż poszedł na Mszę sam, a po powrocie powiedział, że rozmawiał z księdzem, a ten po wysłuchaniu powodów i okoliczności stwierdził, że raz w miesiącu będzie przychodził do mnie do domu kapłan z Komunią Świętą. Pierwsza wizyta tuż po drugiej chemii, czyli ósmego czerwca, w sobotę.

A teraz uciekam na krótki spacer z Dyrektorem Wykonawczym.