Drugi dzień z rzędu rzęsiście pada deszcz. Cudnie mi się na niego patrzy. Podobnie jak na zasnute mlekiem niebo. Choć nie ukrywam, że chętnie bym wzięła parasol i wyszła z domu. Wiem, wiem - dla własnego dobra mam areszt. Poczekam na Męża - może wieczorem opuszczę kawalerkę na kilkanaście minut. Tak, jak miało to miejsce wczoraj.
Wiszę na telefonie - rozmawiam, piszę SMS-y - na ile kto mi pozwoli i na ile ma czas. Bo ja mam mnóstwo. Niby tyle samo, co wcześniej, ale teraz jakby trochę wolniej płynął.
Uśmiecham się do siebie, jestem przepełniona spokojem, radością, wdzięcznością, miłością...
A i marzenie o serniczku się ziściło.