No i nastała pogoda jakiej najbardziej nie znoszę, czyli gorąco i upały... Słońce praży straszliwie, więc jak nie potrzebuję, nie wychodzę. W sumie przecież nie muszę.
Dzisiaj poszłam tylko do paczkomatu odebrać ostatnie już zamówione bawełniane czapeczki. Tak sobie policzyłam, że jak nie będzie żadnej obsuwy z podawaniem chemii, powinnam szesnasty wlew mieć w ostatni piątek października.
Włosy nie zaczną mi odrastać wcześniej jak w okolicach grudnia lub stycznia. Tak więc rachunek jest prosty - przez najbliższe siedem/osiem miesięcy będę chodzić w nakryciach głowy. To co sobie mam żałować pięciu wesołych czapeczek?