Z nowych cebulek szczawika pokazał się już pierwszy pęd - tym razem po dwóch dniach od wsadzenia.
Doniczek nie kupiliśmy, bo nie było ani rozmiaru, ani koloru, jakie chciałam. Ale nie pali się. Mąż wie o jakie mi chodzi, więc może jutro albo pojutrze podjedzie do jakiegoś marketu i coś wybierze.
Pojechałam dziś autobusem na onkologię. Oddałam krew do badania przed jutrzejszą chemią. Zrobiłam rekonesans gdzie przyjmuje zastępczy doktor. Dotarłam do miejsc, w których jeszcze nie byłam, ale będę za kilkanaście godzin.
Odwiedziłam Czarodzieja, wzięłam ksero kolejnej części dokumentacji medycznej, spotkałam znajomą, wypiłam kawę i wodę, zjadłam kanapkę, a potem wsiadłam w autobus i podjechałam do galerii po odbiór trzech zamówień.
Wróciłam do domu, odbyłam cztery rozmowy telefoniczne, a teraz wreszcie czas iść spać, bo jutro pobudka o nieludzkiej porze, czyli gdzieś w okolicach piątej rano, gdyż na siódmą mam już być pod gabinetem chemika.
Tradycyjnie - jak dam radę, napiszę po chemii. A jak nie, to w najbliższym możliwym czasie.