Jak co sobotę, odwiedziła nas mama. Zamówiliśmy chińskie jedzenie - tym razem wszyscy wybraliśmy sajgonki z makaronem i surówką, a my z Dyrektorem Wykonawczym wzięliśmy dodatkowo zupę Pho z kurczakiem oraz rosół z makaronem sojowym. Na deser - tradycyjnie - lody jogurtowe ze świeżymi truskawkami plus kawa. Rodzicielka i Głos Rozsądku skonsumowali jeszcze na spółkę jedno smakowe piwo oraz po odrobince likieru z lodem.
Dzisiaj, korzystając z upalnej pogody i mojego dobrego samopoczucia, wstawiłam w sumie sześć wsadów prania - koce, kołdry, prześcieradła, pościel, dżinsy. Wszystko schnie w mgnieniu oka.
Zgrałam też zdjęcia szczawików od dnia pojawienia się ich ponad powierzchnią ziemi. W opakowaniu było piętnaście cebulek i każda wydała na świat świeże pędy. Dziesięć z nich wsadziłam 1. czerwca, a kolejne pięć - 4. czerwca - dokładnie w ten dzień, kiedy zobaczyłam pierwsze łodyżki poprzednich.
5 czerwca - po lewej jeszcze cztery, po prawej cała piątka |
6 czerwca - po lewej widać ostatnią malutką piątą łodyżkę |
7 czerwca - są i liście, a po prawej wschodzące dwa pędy nowych cebulek |
8 czerwca - listki się rozwijają, a po prawej coraz wyższe łodyżki i już cztery pędy |
9 czerwca - rozwinięte listki, pierwszy kwiat, a po prawej komplet pięciu łodyżek |
Cały kuchenny parapet okupuje siedem doniczek szczawików oraz jedna z miętą. Odmiana 'Iron Cross' posiada cztery listki. Każdy z nich symbolizuje coś innego - wiarę, nadzieję, miłość i szczęście. Pozostałe dwa szczawiki - zielony oraz fioletowy mają tylko po trzy listki.
Mąż pojechał w piątek do marketu po dwie duże skrzynkowe doniczki na balkonowy parapet. Teraz tylko potrzebna ziemia, do której wsadzę cebulki czerwonych anemonów.
Cieszę się jak dziecko, bo co innego kupić gotowego kwiatka, a co innego patrzeć jak dzień po dniu zachodzą zmiany w ziemi, która odpowiednio pielęgnowana wydaje na świat tak cudne widoki.