Z racji tego, że sobotnie goździki poddały się upałowi, Mąż przyniósł mi dziś rano świeży bukiecik. Razem z pierwszą porcją czereśni na próbę.
Jestem jak niemowlę - jem i śpię, jem i śpię i tak od rana. Kładę się na sofie w pokoju i przymykam drzwi, żeby Pepe nie latał do kuchni i nie podskubywał mi szczawików.
Dyrektor Wykonawczy postawił mu punkt obserwacyjny, z którego nasz kanarek chętnie korzysta obserwując sroki za oknem. Lata pomiędzy firanką a szybą i potrafi to robić przez większość dnia.
Kiedy tak sobie leżę, co trochę siada mi na odsłoniętym uchu i kręci się w kółko, ugniatając je i próbując z nim kopulować.