Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

sobota, 15 czerwca 2019

2747. Miara

Rano jest tak widno, że budzę się około piątej i czasem uda mi się jeszcze pospać z pół godziny. No chyba, że usłyszę pod samym blokiem odgłos pracujących kosiarek o 5:30 - jak choćby wczoraj. Ale nie narzekam, bo przecież w każdej dowolnej chwili mogę leżeć, odpoczywać i zdrowieć - takie mam nakazania od Męża. Tylko że od samego leżenia, odpoczywania i zdrowienia już mi się nudzi.

W nocy powracają wciąż do mnie sytuacje z pracy albo z nią samą związane. We śnie mówię to, czego nie potrafiłam wyartykułować na jawie. Przez sen mój mózg załatwia wszystkie niezałatwione realnie przeze mnie sprawy. Jak to głęboko musi we mnie tkwić skoro chociaż od tylu miesięcy nie ma mnie w tamtym miejscu, ono nadal jest obecne w mojej psychice.

Onko siostra, z którą mam stały kontakt twierdzi, że jestem ewenementem jeśli chodzi o to, jak znoszę chemię. Dyrektor Wykonawczy dodaje, że pierwszy wlew pozbawił mnie sił i energii na jakieś dwie godziny, a drugi zaledwie na kilka więcej. I gdyby nie wypadły mi włosy (w sumie jeszcze nie wszystkie), nikt by nawet nie uznał mnie za chorą.

Bo i jak chora się absolutnie nie czuję. Owszem - przestrzegam wszystkich zaleceń lekarskich i słucham własnego zdrowego rozsądku, ale ani nie jestem upierdliwa, ani nie mam jakichś wymagań, ani nie oczekuję specjalnego traktowania, ani nie używam raka jako środka przetargowego oraz sposobu na manipulowanie innymi.

Najbardziej pilnuję tylko tego, by lodówka zawsze była pełna i żebym miała co jeść, bo jem naprawdę dużo. Wilczy apetyt miałam po pierwszym wlewie i teraz też go odczuwam. Do tego stopnia, że potrafię zjeść dwie kanapki o 21:30 albo już o szóstej rano. Inaczej nie wytrzymam - tak mnie ssie z głodu.

Co na to waga? Ano nic złego. Przed pierwszą chemią ważyłam 74 kg, przed drugą - 72 kg. Dzisiaj na wyświetlaczu zobaczyłam 71,5 kg, a do trzeciego wlewu jeszcze prawie dwa tygodnie, więc wszystko się może zdarzyć.

Dzisiaj była u nas mama, więc znowu zamówiliśmy chińskie jedzenie, czyli sajgonki wieprzowe z makaronem i surówką. Na deser lody śmietankowo-czekoladowe ze świeżymi truskawkami oraz kawa mrożona.

Mąż pojechał razem z rodzicielką, bo wczoraj kupił jej identyczny jak nasz wentylator i potrzeba było go zmontować oraz nauczyć teściową obsługi urządzenia. Zabrał też nową wycieraczkę przed drzwi oraz kilka kosmetyków.

Jak to dobrze, że namówiliśmy mamę na wymianę zlewu i podłączenie pralki w kuchni, na zamontowanie wanny, roletek w oknach oraz moskitier, a także na zakup chodników do pokoi i dywaników do łazienki. Dzięki tym zmianom i jej (i nam) o wiele łatwiej się żyje.