Dzisiaj na onkologii spędziłam prawie siedem godzin. Najpierw poszłam do psychiatry po receptę na leki, a potem szukałam sobie miejsca i zajęcia, bo po trzynastej były warsztaty z wizażu, a nie opłacało mi się wracać do domu, by znowu jechać tam raz jeszcze.
W międzyczasie spotkałam rakową koleżankę, z którą pogadałyśmy i wypiłyśmy razem kawę. Później rozmawiałam ze znajomym chirurgiem, którego żonę i syna swojego czasu uczyłam angielskiego. Odebrałam też kserokopię dokumentacji medycznej z ostatnich wizyt.
Na koniec pomogłam zaprzyjaźnionej instruktor terapii zajęciowej rozkładać kosmetyki dla wszystkich uczestniczek warsztatów.
Prowadzącą była przemiła, ciepła, otwarta, kontaktowa i bardzo profesjonalna wizażystka, która wprowadziła nas w tajniki demakijażu, pielęgnacji i makijażu. Każda z nas dostała własny zestaw, który po warsztatach mogłyśmy zabrać do domu. Plus ulotkę z fachowymi radami.
Super fajna inicjatywa, bo nic nie wpływa tak dobrze na psychikę chyba każdej kobiety (a chorej onkologicznie to już w ogóle) jak dobrze wykonany makijaż i poczucie bycia piękną. Uśmiech sam rozkwita wtedy na twarzy, a to bardzo pomaga w zdrowieniu.