Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

wtorek, 9 lipca 2019

2771. Za ciosem

Zachęcona własnym sukcesem, że skoro wczoraj tak dobrze i sprawnie mi poszło, postanowiłam i dzisiaj nie siedzieć w domu tylko wybrałam się w inne rejony miasta, aby załatwić inne sprawy.

Tym razem pojechałam do sklepu papierniczego po drugą (większą) teczkę na onkologiczną dokumentację ze względu na niewiele wolnych koszulek w obecnej. Przy okazji zjadłam obiad w jadłodajni i kupiłam płyn do płukania ust w drogerii. Potem udałam się po granatowe botki - klik. Udało mi się też dostać zielone podstawki pod doniczki ze szczawikami.

Wróciłam cała i zdrowa, choć odrobinę zmęczona, bo w autobusach duszno, a na dworze pogoda zmienna jak kobieta (słońce świeci, deszcz kropi, wiatr wieje). Nie wiadomo jak się ubrać, bo i tak źle, i tak niedobrze.

Lubię być samodzielna i niezależna. Owszem - jak nie dawałam rady prosiłam o pomoc Męża, ale jak lepiej się czuję, mam siłę, a na zewnątrz nie panują upały, zdecydowanie wolę sama wybrać się do sklepu - tym bardziej, że pewne rzeczy potrzebuję przymierzyć, zobaczyć i dotknąć.

Na liście zakupowej została jedynie walizka. Postanowiliśmy bowiem z Dyrektorem Wykonawczym, że zamiast zabierać nad morze jedną dużą i dwie małe, weźmiemy obie duże - dla każdego po jednej. Tak więc planujemy nabyć większą walizkę. Nawet mam już upatrzony egzemplarz - granatowy, na czterech kółkach.

A w ramach porównania powracam do tematu świnki spadochroniarki (Mąż jest nią zachwycony) oraz budki telefonicznej.