Po dwóch dniach "eskapad" przyszedł wreszcie świadomie przeze mnie wybrany czas posiedzenia w czterech ścianach. Co prawda wyszłam dziś z domu, ale tylko do pobliskiego paczkomatu. A zimno było tak, że aż mnie przewiało - pomimo spodni, balerin, T-shirtu, grubego swetra i chusteczki na głowie. Gdybym miała na sobie kurtkę, wcale bym się nie zgrzała.
Jako że mam mnóstwo wolnego czasu, przeglądam sieć. Nie ukrywam, że chcąc coś kupić, zależy mi na tym, aby za dużo nie wydać. Śledzę różne strony i tak trafiam na atrakcyjne promocje. Dzięki temu mogłam sporo zaoszczędzić i zaopatrzyć się w naprawdę fajne kosmetyki.
Zawsze myślałam, że pewne marki są dla mnie za wysoką półką właśnie ze względu na ich cenę. Ale okazało się, że jak się chce, to się znajdzie. Tak właśnie było z różem, cieniami, pomadkami oraz kredkami Bourjois i L'Oreal.
Dla zachęty podam przykładowe ceny - róż kupiłam za 28,90 zł, poczwórne cienie za 19,99 zł oraz 24,99 zł, a pomadki za 14,99 i 18,99 zł.
Jak widać jest też kilka produktów Wibo, Lovely, Revolution, czy mój ulubiony Rimmel - szczególnie jeśli chodzi o podkłady i korektory, których używam od lat, zmieniając jedynie rodzaje.
Jedynym bublem w tej kolekcji był Lasting Finish 25 Breathable, ale nie ze względu na jakość, lecz brak pompki, którą zastąpiono jakąś nieporęczną gąbeczkową szpatułką. Problem rozwiązałam przelewając zawartość do opróżnionej buteleczki po zużytym egzemplarzu i dopiero wtedy mogłam go normalnie używać.
Podobnie rzecz się ma z korektorami. Tu po raz kolejny Lasting Finish 25 Breathable nie spełnia moich oczekiwań z powodu niewygodnej aplikacji - znowu z winy gąbeczki. Natomiast Lasting Radiance (nowa wersja Wake Me Up) jest według mnie świetny - zarówno podkład (szczególnie na lato), jak i korektor.
I tutaj również pojawił się produkt innej firmy, czyli rozświetlacz Miss Sporty.
Na koniec (ciąg dalszy nastąpi - bez obaw) - jeszcze dwa kosmetyki - perełki rozświetlające, które zastępują mi róż oraz perełki wyrównujące koloryt.
I tusze do rzęs, bo jakże można o nich zapomnieć? Naprawdę niezłe są te z Eveline (Volume Celebrities) i Maybelline (The Colossal Volum' Express). Przetestowałam, więc wiem.
Ale są jeszcze dwa lepsze - jak dla mnie w ogóle najlepsze tusze, jakie kiedykolwiek miałam. Za naprawdę śmieszne pieniądze. 3D firmy Smart Girls Get More (do kupienia w Drogerii Natura za niewiele ponad 10 zł) oraz Wow! Crazy Volume Mascara firmy Bell (w Biedronce za 9,99 zł). Oba są genialne dla moich rzęs.
Jak już wspomniałam, ciąg dalszy nastąpi. A - i żeby była jasność - po pierwsze - to nie są posty sponsorowane, bo ja takowych nie piszę (poza jednym, ale to było dawno i można sprawdzić - klik), a po drugie - tylko część produktów kupiłam ostatnio, reszta pochodzi ze starych zapasów.