Wczoraj wieczorem wybrałam się z Mężem po biedronkowe zakupy. Przed sklepem spotkaliśmy kolegę Dyrektora Wykonawczego z pracy. A że ja w czapce (i to wełnianej), no to mówię mu, że jestem łysa. Myślicie, że uwierzył? Absolutnie. Myślał, że sobie jaja z niego robię. Więc niewiele się zastanawiając uchyliłam rąbka tajemnicy (to znaczy czapki) i dopiero wtedy trzeba było widzieć minę niewiernego Tomasza. No bo - jak to ujął Mąż - "nie wyglądasz na chorą".
Dzisiaj pojechałam do swojego ulubionego kościoła, w którym zawsze się spowiadam. Wiem, że zrobiłam to nielegalnie, ale ciężko mi jest z faktem, iż z racji rozsądkowo-lekarskiej nie mogę normalnie uczestniczyć w Mszach Świętych. Msza przez Internet to nie jest to samo. Sporo ryzykowałam, gdyż w kolejce przede mną było dziesięć osób, ale trudno - potrzebowałam rozmowy z bratem za kratą.
W drodze powrotnej zajrzałam do sieciówki obuwniczej i zobaczyłam buty, które obserwowałam na stronie sklepu od kilku miesięcy, bo bardzo mi się podobały, ale były za drogie. A teraz leżały sobie na półce i czekały na mnie - zarówno rozmiar, jak i cena - klik.
Zdałam sobie właśnie sprawę, że w ciągu zaledwie jednego tygodnia kupiłam aż trzy pary butów...