Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

poniedziałek, 15 lipca 2019

2777. Poniedziałek

Na dzisiaj mama miała umówioną wizytę kontrolną u psychiatry. Stwierdziłam, że i ja pokażę się pani doktor, a przy okazji spotkam się również z panią psycholog, do której dzwonię po każdej chemii i opowiadam, że dobrze się czuję.

Czterdzieści minut czekałam na przystanku autobusowym. Okazało się, że na trasie mojej linii miał miejsce wypadek i wszystkie autobusy jadące w tym kierunku były opóźnione. Zadzwoniłam do rodzicielki, która miała po drodze przesiąść się do tego samego autobusu i powiedziałam, żeby na mnie czekała jak dojedzie. Ona też stała na przystanku, bo i jej linia była opóźniona.

Koniec końców - z godzinnym opóźnieniem - dojechałyśmy do przychodni, byłyśmy na wizycie u pani doktor, dostałyśmy recepty na leki, a ja zobaczyłam się jeszcze z panią psycholog, którą bardzo ucieszył mój widok. Z psychiatrą rozmawiałam o odstawieniu tabletek (w połowie sierpnia mija pół roku leczenia) i już wiem jak to zrobić - zamiast całej mam przez dwa tygodnie zażywać połówkę pastylki, a potem nie łykać nic.

Wróciłam do domu padnięta i śnięta jak ryba. Dobrze, że zdążyłam jeszcze zjeść ciepły obiad w pobliskim barze. Przyszłam, zrobiłam sobie mocną kawę i pochłonęłam całą czekoladę, którą kupił mi Mąż - "w ramach rekompensaty za ciężki dzień" - jak to określił.


Od soboty (po telefonicznej konsultacji z trzema znajomymi lekarzami) łykam kolejne pigułki, bo od ubiegłego wtorku zaczęłam mieć problemy z pęcherzem - albo po chemii (wątpię), albo po ognisku, na którym trochę zmarzłam (bardziej prawdopodobne).


A tak w ogóle to chyba wreszcie napiszę jakiś - podparty fachową literaturą - post o moim typie raka (bo rak piersi rakowi piersi nierówny), o samej chemioterapii, jej skutkach ubocznych i jak ja ją odczuwam.