Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

wtorek, 1 października 2019

2855. Jakość

Tak przemoczonego Dyrektora Wykonawczego jak wczoraj wieczorem chyba nigdy nie widziałam - spodnie mokre aż do kolan, a z butów dosłownie się lało - do rana nie wyschły. Dopiero po kilku godzinach leżenia na słońcu na balkonie zrobiły się wreszcie suche.

Ciasto upiekliśmy dzisiaj, bo koleżanka, która miała mnie odwiedzić, nie ma czasu. Czasem nie ogarniam takich zachowań. Jak dobrze pamiętam po raz ostatni spotkałyśmy się kilka lat temu, choć poprzednia kawalerka była zaledwie o dziesięć minut drogi na piechotę od jej mieszkania. A znajoma pracuje o dziesięć minut drogi na piechotę od nas.

Druga koleżanka mieszka w klatce obok. Odkąd zachorowałam też nie ma czasu na odwiedziny. Inna - po drugiej stronie ulicy. Także zajęta i nie ma czasu. Kolejna - kilka bloków dalej. Oczywiście również nieczasowa.

Mąż - w nawiązaniu do całej czwórki - stwierdził, że one boją się swoich reakcji w konfrontacji z moją chorobą. Bo jak to jest przyjść do łysej (choć już nie całkiem, gdyż włosy mają już z pół centymetra) kobiety i patrzeć jak cierpi (tyle, że ja wcale nie cierpię).

Placek czeka gotowy. Głos Rozsądku wróci z pracy, zrobimy sobie herbatę z cytryną i zjemy po kawałku. Bo my dla siebie mamy czas. I nie boimy się swoich reakcji.