Prawie pół dnia zbierałam się do zrobienia porządków w szafce bieliźniarce, a potem prawie drugie pół wyjmowałam, przeglądałam, mierzyłam, składałam i chowałam ubrania. Doszło bowiem do tego, że straciłam już rozeznanie co mam na półkach, a ciuchy niejednokrotnie wrzucałam tam, gdzie było jeszcze jakieś wolne miejsce. Teraz zapanował porządek - wszystko leży równiutko, złożone w kosteczkę. Zdjęcia nie zdążyłam zrobić, bo ciemno było jak skończyłam.
Siedząc w pokoju, miałam na oku Malucha, który ewidentnie jest ptakiem pozostającym w klatce tylko wtedy, gdy je, pije, kąpie się albo śpi. Resztę czasu spędza latając po całym pokoju. Siedział już chyba wszędzie gdzie się tylko dało - łącznie z drzwiami do łazienki. Dzisiaj zawitał do kuchni i - podobnie jak Pepe - wylądował na szafie, gdzie próbował jak smakuje paprotka.
Jest ciekawski, ruchliwy, żywy, istne ADHD w ptasiej postaci. W piątek, gdy wróciłam z chemii, przywitał mnie śpiewem, udowadniając, że na sto procent jest samczykiem. Teraz codziennie śpiewa, piszczy i nawołuje, więc wygląda na to, że się zaaklimatyzował i czuje się u nas bezpiecznie. To mały śmieciarz, bo rozrzuca ziarenka i piach na ławę i dookoła niej, a jak się kąpie, na dnie klatki robi się mokra skorupa - tak chlapie wodą.