Wczorajsze porządki w bieliźniarce szczególnie mocno dały się we znaki mojemu kręgosłupowi, ale wystarczyło pozwolić mu się przespać i wszystkie dolegliwości bólowe minęły jak ręką odjął. Dzisiaj - w ramach lżejszych prac - poprawiłam i uzupełniłam kalendarz zdarzeń w onkologicznej teczce.
Na obiad mam krupnik na piersi z kurczaka, z kaszą pęczak i ziemniakami. Gotował Mąż - jeszcze zanim wyszedł do pracy. Jutro w planach jest ciasto z gruszkami, które od kilku dni leżakują i "dochodzą".
Deszczowo, chłodno, smutno, mało dziennego światła i słońca - wszystko to przekłada się na moje samopoczucie fizyczne. Odczuwam skutki poprzednich chemii - jestem o wiele słabsza, a jako osobie samodzielnej i niezależnej dość trudno jest mi się przystosować i zaakceptować tę słabość.
Od wczoraj siedzę w domu, bo jak nie muszę wychodzić, to wolę zostać w czterech ścianach. Tu jest ciepło, przytulnie, cicho i spokojnie. Czasem lubię się zaszyć w kawalerce.