Zaliczyłam wczoraj dołek, ale na swoje własne szczęście wygramoliłam się z niego zanim bym tam na dobre utknęła. Będzie co ma być. Szkoda moich nerwów i czasu, który mogę przeznaczyć na coś fajniejszego i lepszego dla siebie. Zresztą - póki nie ma badania i opisu, zamartwianie się na zapas nie ma żadnego sensu.
Odwiedziła mnie dziś onko siostra. Razem ze stanikiem, który obiecała przynieść, bym mogła na spokojnie go obejrzeć i przymierzyć. Drogą dedukcji, opartej najpierw na dokładnych pomiarach naszych piersi, wybrałyśmy odpowiedni rozmiar biustonosza dla mnie. A czy faktycznie dobrze myślałyśmy okaże się jak przyjdzie zamówiona przesyłka. Pierwszy krok przygotowawczy w stronę operacji wykonałam, czyli staniki w drodze.
Doktor anestezjolog nie kontaktował się ze mną, więc mniemam, iż jutrzejszy zabieg usunięcia felernego portu jest aktualny. Jestem mu niezmiernie wdzięczna, że oszczędził moje wątłe żyłki i wziął na siebie dwanaście białych chemii. Ale był też dla mnie źródłem bólu fizycznego, dyskomfortu i zakażenia, więc nie chcę go już dłużej mieć w sobie.
Przed trzynastą mam się stawić na izbie przyjęć, wypełnić formalności związane z przyjęciem do szpitala, a potem pomaszerować na dobrze mi znany Oddział Intensywnej Terapii. Czeka mnie zatem drugie spotkanie pierwszego stopnia z blokiem operacyjnym, czyli drugi krok przygotowawczy w stronę operacji zostanie wykonany.